czwartek, 15 października 2015

Osiem i pół specjałów na osiemdziesiąt pięć dni w Henley

Brighton

Zanim wsiadłam na pokład samolotu lecącego na Heathrow słyszałam wiele przerażających historii, które można by skrócić do zdania: "Wyemigrowała i przytyła". W Wielkiej Brytanii starałam się nade wszystko ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz unikać ziemniaków. Moja waga utrzymała się na przyzwoitym poziomie, a mój organizm przyzwyczaił do tego, że nie przyjmuje pokarmów od 12 do 20. Podróże kształcą i smakują - szczególnie, gdy gotuje moja HM. Dzisiaj mouth-watering post o ośmiu i pół produktach, które wyzwały moje kubki smakowe na posiłek. 


źródło
 1. Wilec ziemniaczany
Powędrował na szczyt zestawienia ze względu na jedną z polskich nazw tego warzywa. Inną jest "słodki ziemniak", i to właśnie jest dosłowne tłumaczenie tego, co spróbowałam jako sweet potato. Chociaż na początku wątpiłam w walory smakowe tego dziwnego cudu uprawy, po spróbowaniu nie miałam wątpliwości, że wilce ziemniaczane na stałe zostały przyjęte do mojego menu.




źródło
2. Munchies (Nestle)
To, czego mi zazwyczaj potrzeba - niewielka dawka czekolady, ciasteczka i karmelu w pięknie uformowanym prostopadłościanie. Sięga się po nie jak pastylki, i takie właśnie są, kiedy pomagają w rehabilitacji psychicznej po ciężkim dniu.

źródło
3. Cornish Pasty (Pieróg kornwalijski)
Nie wiem jaki jest związek tego z Kornwalią, ale mogę potwierdzić, że warto spróbować. Porównałabym to do piecuchów, które jadłam w Gdańsku. Najróżniejsze nadzienia w cieście podawane na ciepło, to danie, którego będzie mi brakowało w Polsce.

źródło

4. Lemon Curd
Krem kanapkowy o smaku cytrynowym pokochałam do tego stopnia, że rozważam nawet domową produkcję w przypadku braku odpowiedników na rynku polskim. Od tosta z lemon curd często zaczynam przerwę środkowodniową; tostem z lemon curd pocieszam się po smutnych chwilach; tostem z lemon curd świętuje dni idealne. Bo taki właśnie jest lemon curd. Idealny.

źródło

5. Końcówki szparagów
Do samych szparagów miałam ambiwalentny stosunek od czasu zjedzeniu pewnej nieprzemyślanej już na etapie receptury pizzy. Tą samą metodą, z jaką mama podawała mi w dzieciństwie cebulę (sterowane utrzymanie permanentnej nieświadomości), przyjmuję tutaj różne warzywa, których smaku w Polsce bym nie zaznała. Z tego co wydedukowałam, końcówki szparagów po prostu pokrojono na krążki i upieczono w piekarniku, potem polano octem. Proste i smaczne (wyobrażacie sobie, że tak samo tutaj jem buraki?)

źródło
6. Crepe
Można by skwitować całość do słów "chudy naleśnik". Ale crepe, to coś więcej. Skosztowałam go podczas targu francuskiego w Henley; crepes zwykle sprzedawane są w małych budkach, które można porównać do tych z goframi lub lodami włoskimi. Są wypiekane na bardzo dużych okrągłych płytach. Wybór wariantów jest duży, najpopularniejszym jest crepe z nutellą. Ciasto składane jest trzykrotnie. W zależności od okoliczności dostaniemy je ładnie podane i oprószone cynamonem lub zawinięte w papierową chusteczkę. Takie jest pewnie smaczniejsze.


źródło
7. Brown sauce
Mniam... posiłkując się wikipedią, brown sauce to sos podawany najczęściej do potraw typu fast food, barbecue, szczególnie wołowiny, składający się z octu balsamicznego, koncentratu pomidorowego, pieprzu czarnego i pieprzu cayenne. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam, ale dodaje, kiedy tylko mogę.

źródło
8. Ben&Jerry's Cookie Dough
Z internetowych plotek wywnioskowałam, że można je czasami dostać podczas słynnego "Tygodnia amerykańskiego" w niektórych sieciach marketów. Nie jadłam chyba smaczniejszych lodów. Próbowałam także lodów o smaku truskawkowo-sernikowym i czekoladowym, ale nic nie pobije waniliowych z dodatkiem ciasteczek i czekolady.


8,5. Marmite
Choć wygląda jak czekolada, smakuje jak maga. Kolejny krem kanapkowy, jego znaczenie znacznie jednak wykracza poza kuchenną szafkę. Tak jak Polskę dzieli polityka, tak Brytyjczyków dzieli Marmite. Jedni nigdy się z nią nie rozstają (marmite dostępna jest w wersji 100ml, która spełnia wymagania podręcznego bagażu wszystkich linii lotniczych), drudzy nienawidzą. O to, czy lubię marmite spytano się mnie już przy pierwszym spotkaniu z dalszą rodziną hostów. Podobno odpowiedziałam dyplomatycznie. Dopóki nie uformowałam ostatecznego stanowiska daję marmite 0,5 i planuje kolejne podejście.


W zeszły weekend byłam w Windsorze (zdjęcia już wkrótce), jutro jestem w Katowicach. W sobotę jestem pod Lublinem, a 31 października spędzę Halloween w Bath.

aż jestem siebie ciekawa
-an-pair

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz