Alvaro Tapia Hidalgo (źródło) |
Wszystko co poznałam w teorii na wykładach z realioznawstwa poznaję tutaj w praktyce. Henley-on-Thames jest kwintesencją brytyjskości zaczynając od krajobrazu, poprzez budki telefoniczne, domy, ich urządzenie, tradycje, posiłki, sos Worcestershire, książki na półce, osobne kurki z wodą ciepłą i zimną, oraz listami wpadającymi przez drzwi wejściowe.
W pierwszym dniu po przyjeździe już przed 7 u drzwi swojego pokoju usłyszałam potupywania i szepty, chwilę potem otrzymałam morning hug i tak zaczęłam swój okres przygotowawczy do bycia pełnoprawną au-pair. Póki co ciężko mi jest zorganizować swój dzień, wciąż mam dziesiątki zalegających osób do napisania, chciałabym się uczyć angielskiego, ćwiczyć, biegać, poznawać okolicę, przygotowywać wyjazdy, pisać na bloga. Po południu mam około dwie, trzy godziny, w trakcie których próbuję zrealizować część ze swoich planów, ale też wyłączyć laptopa i na godzinę pozostać sama z sobą, poczytać czy robić rzeczy o niższym stopniu trudności umysłowych. Pierwszy dzień pobytu w Wielkiej Brytanii przyniósł mi poczucie tego, że nie mogę zwlekać ze swoją dietą, gdyż założenie, że trzeba wszystkiego spróbować sprowadzi mnie szybko do nowego stanu nadwagi jakiej jeszcze wcześniej nie zaznałam.
Dlatego dzisiaj, czyli w drugim (bo nie liczę przyjazdu do domu w środę o godz. 22) dniu pobytu na Wyspach dzień zaczęłam od płatków owsianych, a na lunch przygotowałam dla siebie sałatkę. Co prawda do teraz zdążyłam już przekąsić dwie kostki czekolady i połowę batonika zbożowego, ale mam coś na usprawiedliwienie
1) następny posiłek jest o 20 (taka pora obiadowa);
2) właśnie wróciłam po swoich pierwszych milach przebytych samochodem i zgłodniałam przez ten wysiłek umysłowy! Jadąc czułam się tak samo jak podczas pierwszych kilometrów w Polsce po zdaniu prawa jazdy. Przeszkadzają mi bardzo wąskie i gęsto otoczone roślinnością drzewa; tylko raz wjechałam na prawy pas. Jedynie przejazd przez rondo to koszmar, wykracza poza moje możliwości pojmowania ruchu.
Ostatnim brytyjskim symbolem była pogoda - długooczekiwany angielski deszcz przemoczył mi buty i znacznie poprawił humor. Nie przeszkodził mi w przeczesywaniu ścieżek z jednym z chłopców (drugi jeździ na wakacyjne zajęcia do przedszkola) i poszukiwaniu potencjalnych tras na wieczorne bieganie.
Na razie nie mam na nie czasu, tak samo jak na wszystkie inne zajęcia, które planuje:
-Zobaczyć miasteczko Tween Picks (/inny serial/ogólnie oglądać filmy)
-Biegać codziennie/ćwiczyć
-Powtarzać słownictwo z bazy
-Ćwiczyć włoski na Duolingo
-Utrzymywać kontakt z przyjaciółmi (jedyne, co do tej pory staram się robić)
-Czytać książki po angielsku
Ładnych zdjęć nie będzie, dopóki nie ogarnę aparatu i nie wypracuje sobie codziennie rano 10 minut więcej na zrobienie makijażu :) Chociaż czy ktoś się nie zgodzi, że właśnie na powyższym zdjęciu najbardziej wyraźnie wykonałam zadanie get the London look?
-gotowa na 44 godzinę
an-pair
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz